środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 4: Everybody's Gone To The Garden



Ach, wybacz Izzy za to zdjęcie.. Kocham tutaj jego wyraz twarzy :3 Duff jak zwykle.. *o* Okej, ogarniam się...
Witajcie! Oto już czwarty rozdział mojego opowiadania... Szybko poszło, co nie? Po wszystkich emocjach związanych z Rock n' Roll Hall Of Fame, dojrzałam do tego, by zamieścić ten rozdział. Sama zdziwiłam się treścią, bo znowu włączyłam tryb "pisz-->nie myśl-->bo z***iesz". Ale ja jestem całkiem usatysfakcjonowana efektem. I oczekuję waszego zdania w komentarzach ;) Odpowiadam na większość, albo na wszystkie, więc zaglądajcie.

Rozdział 4



Co to ku**a miało znaczyć? Nie pojmowałam tego. Zachowanie Axla było co najmniej dziwne. Hmm, moja diagnoza? Ocipiał od narkotyków i alkoholu. Usiadłam po turecku. Szukałam wygodnej pozycji, żeby choć jeszcze spróbować zasnąć. Tego kaca będę leczyła trochę czasu. To jedyna rzecz związana z piciem, której nie lubię. No ale cóż… Ułożyłam głowę w miejscu nóg, a stopy na ścianie, nad wezgłowiem łóżka. Z salonu dochodziły mnie śmiechy. Nakryłam głowę kołdrą, mając nadzieję, że przytłumi hałasy. No i te wszystkie myśli, o wczorajszej imprezie u Crüe, której wcale nie pamiętam. Czułam się do dupy. I zapewne tez tak wyglądałam.
‘Nie dam rady zasnąć’. Zrezygnowana wstałam powoli z łóżka. Wygrzebałam jakieś ciuchy z szafy, zarzuciłam je na siebie, poszłam w stronę łazienki i zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi. W środku zobaczyłam Stevena, tylko w ręczniku wokół bioder. Odwrócił się w moją stronę i zrobił wielkie oczy. Ale nie jego twarz zwróciła moją uwagę.
-Co ty masz na klacie? Człowiek-dywan ku**a! HAHAHAHAHAHAHA!!-aż się zgięłam w pół ze śmiechu.
Nie spodziewałam się aż takiej dżungli… Speszony Steven tylko tam stał osłupiały nie wiedząc co robić. I wtedy zwinięty w jego pasie ręcznik zsunął się na podłogę….
-AAAAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAH!!!- szybko wyskoczyłam na korytarz i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Myślałam, że zdechnę ze śmiechu… Rozłożyłam się na podłodze i usiłowałam złapać oddech. Takie rewelacje z samego rana…! Dla uściślenia: nie, nie pierwszy raz widziałam męskie przyrodzenie. Po prostu sytuacja mnie rozwaliła.
-Co tu się dzieje?- Leah wystrzeliła z salonu, a za nią moi nowi znajomi w postaci reszty składu Guns N’ Roses.
-Hahahaha, już nic Lee… Już jest ok.- powiedziałam, gdy się trochę ogarnęłam.
Kątem oka schwyciłam spojrzenie Duffa. Chyba domyślił się, co zastałam w łazience, Slash pomógł mi wstać(nie wiem który już raz) i przeszliśmy do kuchni. Lee była chyba w trakcie robienia śniadania, a Dave siedział z niezadowoloną miną przy stole i czytał gazetę. Skinęłam do niego głową, a on tylko rzucił mi bliżej niezidentyfikowane spojrzenie. Wystawiłam mu język i rozwaliłam się na kanapie z chłopakami. Uroki salonu połączonego z kuchnią? Więcej miejsca. Duff i Izzy siedzieli obok mnie. Zaczęli dyskutować z Axlem o nowej płycie. A mnie tak napierdalała głowa, że nie mogłam się skupić na ich rozmowie. Jeszcze moja kochana przyjaciółka musi tak głośno walić naczyniami… Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. ‘Bólu głowy, wypierdalaj!’ zaklinałam w duchu. Nie zauważyłam gdy Leah postawiła jedzenie na stole. Izzy uszczypnął mnie w rękę. Moja reakcja? Z całej siły szturchnęłam go łokciem. Ale on się nie poddawał, raz za razem podszczypywał mnie w ramię. Postanowiłam zastosować stary manewr. Przeczekałam chwilę i…
Rzuciłam się na niego. Przydusiłam chłopaka do obicia kanapy i założyłam dźwignię. No, przynajmniej próbowałam. Chwilę później to ja leżałam unieruchomiona, zwrócona twarzą w róg kanapy. Gitarzysta usiadł okrakiem na moich nogach, przytrzymując mi ręce na plecach. Wszyscy się z tego śmiali, a najbardziej ja sama.
-Hmm, no i co teraz? –Izzy pastwił się nade mną.
-Puśśćć mnieee…- wysyczałam w kanapę.
-Co mówiłaś? Nie usłyszałem-odpowiedział.
Potrafiłam wyobrazić sobie uśmiech zwycięzcy na jego twarzy. Musiałam się do tego przyznać- przegrałam.
-No dobra, wygrałeś! A teraz mnie puść!
Chłopak zrobił to o co go prosiłam.
-Jecie czy nie? –wybełkotał Axl z ustami pełnymi omleta usmażonego przez Leah.
Spojrzałam się na niego wzrokiem mówiącym ”mamy do pogadania”, na co on prawie niezauważalnie skinął głową na znak aprobaty. Gdy wszyscy dostali swoje porcje, zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Gunsi okazali się w miarę normalni. Całkiem ludzcy. Jedliśmy całą ósemką przy jednym stole, który Dave wcześniej rozłożył. Przeprosiłam Adlera za moje wtargnięcie do łazienki, na co on tylko odpowiedział, że nic takiego się nie stało. W pewnym momencie ktoś poruszył temat wczorajszego wieczoru. Okazało się, ze Axl i Slash w miarę kojarzą co się działo. Gdy Slash opowiadał o budzeniu Duffa, oboje z basistą zakrztusiliśmy się: ja kawą, on truskawką. Spojrzeliśmy na siebie zmieszani. Następnie przeniosłam swoje spojrzenie na szczerzącego zęby Slasha. Leah była trochę niespokojna, ale cała reszta miała niezły ubaw.
-Ja już nie piję -powiedzieliśmy jednocześnie z Duffem i wybuchnęliśmy śmiechem.
***
Było mi przykro gdy Gunsi oświadczyli, że muszą się zbierać. Spędziliśmy całkiem miłe popołudnie w moim mieszkaniu. Wysłuchałam kilka opowieści o tym, jak wygląda życie w zespole. Szczególnie rozbawiła mnie opowieść, jak Izzy i Slash pewnego razu posuwali jedną laskę. Była kolej Izzego, ale nie miał prezerwatywy. Wyjście? Stosunek przerywany. No i tym sposobem wytrysnął się na nogę siedzącego obok mulata. Jeny, jak ja się z tego śmiałam! Wymyśliłam rytmicznemu błyskotliwe przezwisko- Sperminator. To z kolei rozwaliło chłopaków. Leah i Dave wyszli trochę po śniadaniu. Zauważyłam że coś między nimi nie jest tak, i chyba nie tylko ja.
-Ej, Zuz, czy my nie… namieszaliśmy? Bo wiesz, jak wczoraj przyszliśmy, oni się pokłócili i no… -Duff mówił do mnie zawstydzony,
-Nie wiem. Możliwe ale nie koniecznie-wcięłam mu się.
Zapadła chwila ciszy i wtedy wystrzelił Axl.
-Złotko, oni raczej nie są twoimi rodzicami… jesteś siostrą Dave’a?
Spojrzałam na niego. Był autentycznie ciekawy. Nagle jego twarz stała się niewyraźna i rozmyta. Szybko otarłam oczy. Nie mogę się przy nich rozryczeć. Dosyć już płakałam. Każdej p***rzonej nocy przez te cztery cholerne miesiące.
-Nie. Oni mnie przygarnęli… bo moi rodzice nie żyją…- i wtedy słowa poleciały potokiem z moich ust.
Opowiedziałam im o wszystkim, szczerość do bólu. Czułam, że przy nich mogę się otworzyć. Czułam się przez moment jak mała dziewczynka płacząca starszym braciom o tym, że ktoś jej dokuczył w przedszkolu. Tak, w między czasie udało mi się rozkleić. Jak skończyłam mówić, Duff przygarnął mnie do siebie bardzo mocno. Chwilę później cała piatka mnie tuliła. Obrazek jak z filmu. Po tym jak się uspokoiłam wysłuchałam opowieści o ich rodzinach. Cały czas nie chciałam puścić Duffa. Było mi dobrze. Trochę jeszcze pochlipywałam, a on głaskał mnie po ramieniu i co jakiś czas szeptał, że wszystko się ułoży. Dali mi w to jedno popołudnie poczucie zrozumienia i akceptacji. Wymieniliśmy się numerami, a oni powiedzieli, że będą często zaglądać, Chciałam im uwierzyć. Pożegnaliśmy się, kazali podziękować moim opiekunom za gościnę i poszli. Tak po prostu. Posprzątam w kuchni i salonie, a później poszłam do siebie i zwaliłam się na łóżko. Przeanalizowałam jeszcze raz cały dzień jeszcze raz. Na dłużej zostałam myślami przy mojej pobudce i wyznaniu Axla. Tak, będę musiała kilka spraw naprostować. Zna mnie tak krótko i już uważa mnie za swoją siostrę? Może wyolbrzymił tą sprawę? Wstałam z łóżka, wyciągnęłam spod niego gramofon i ustawiłam na biurku. Włączyłam sobie po cichu „Rocks” Aerosmith i totalnie wciągnęłam się w teksty piosenek. Gdy strona A winylu się skończyła, wrzuciłam „Appetite For Destruction”. I razem z głosem Axla śpiewałam utwory. Gdy przyszedł czas na Paradise City podkręciłam głośność i poszłam pod prysznic. Ciepła woda do końca wyczyściła mój mózg ze zmartwień. Wyszłam z łazienki tylko z ręcznikiem na głowie i poszłam do mojego pokoju. Wiedziałam, że ciągle jestem sama w mieszkaniu . Lubię po nim chodzić całkiem naga. No co, po prostu kolejne moje dziwactwo. Założyłam piżamę (krótkie spodenki i bluzka z Myszką Mickey) i ułożyłam się wygodnie w łóżku. Gdy nagranie się skończyło wyłączyłam sprzęt grający i rzuciłam się w objęcia Morfeusza. Dobrze pamiętam co mi się śniło. Przeważnie dobrze pamiętam sny. Chodziłam o świecie po pustych ulicach Gdańska. Wszystko było takie wyraźne… każdy szczegół. Doszłam pod Żurawia. Przy brzegu kanału stał niewielki statek. Na rufie stali moi rodzice. Obejmowali się i uśmiechali.
-Córeczko… Nie płacz. Musimy odpłynąć-powiedział tata- Będzie dobrze…
-Nie! Nic nie będzie dobrze! Krzyknęłam.
Statek zaczął odbijać.
-Słoneczko, wsłuchaj się w głos swojego serca. Zostaw nas. Bądź szczęśliwa. Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu- głos mojej mamy dźwięczał mi w uszach. Jak ja kochałam jej głos…- Ale wierzę, że ułożysz sobie życie. Słuchaj serca, bądź rozważna. Nie przejdziesz przez życie sama-powoli cała sceneria zaczęła się rozjaśniać- I pamiętaj: zawsze będziemy cię kochać…
Jej słowa jeszcze odbijały się echem w mojej głowie, gdy cała roztrzęsiona i zapłakana obudziłam się w poniedziałkowy poranek.
***
Nie chodziłam do szkoły. W sumie to już ją skończyłam, bo poszłam do pierwszej klasy rok wcześniej, więc teraz miałam mnóstwo wolnego czasu. Włóczyłam się po Mieście Aniołów bez jakiegoś konkretnego celu. Lubiłam pójść na Aleję Gwiazd i słuchać jak uliczni muzycy grają. W następną środę szłam tak sobie ulicą i usłyszałam kogoś grającego na akustyku początek do Sweet Child O’ Mine. Rozejrzałam się i zobaczyłam chłopaka siedzącego nieopodal miejsca w którym się zatrzymałam. Był typowo indiańskiej urody. Wyraźne rysy twarzy, ciemna czupryna i głębokie ciemne oczy. Nasze spojrzenia na krótki moment się spotkały. Chłopak był dobrze zbudowany i cholernie przystojny, takie ciacho do schrupania. Gdy doszedł do momentu, w którym zaczyna się wokal, zaśpiewał a, ja razem z nim.

She’s Got a smile, that it seems to me
Reminds me a childhood memories
Where everything was as fresh as a cried blue sky
Now and than when I see her face
She takes me away to that special pleace
And if I stay too long
I’ll probably break down and cry
Ooooh Sweet Child O’ Mine
Oo-o-o-oh Sweet Child O’ Mine

Jego głos był … miękki I głęboki, przyjemnie się go słuchało. Przez cała piosenkę zerkał na mnie i uśmiechał się w przerwach na solówki. Czułam się trochę jakby… dla mnie grał. Gdy skończył, wstał i podszedł do mnie.
-Jestem Jacob-przywitał się
-A ja Zuza- posłałam mu mój szeroki uśmiech.
-Świetnie śpiewasz. Masz ochotę gdzieś pójść? Zabiorę tylko rzeczy- powiedział i puściło mnie oko.
Był jakieś dwa lata starszy i o głowę wyższy. ’Co mam do stracenia?’ pomyślałam i się zgodziłam. Poszliśmy razem do przytulnej kawiarenki, gdzie postawił mi kawę i gofra. Uwielbiam gofry. Dla siebie zamówił to samo. Rozmawialiśmy i wcinaliśmy. Miał niecałe dwadzieścia lat, mieszkał z matką i dwiema starszymi siostrami. Ojciec odszedł od nich pięć lat temu, ale zostawił sporo pieniędzy, a matka miała dobrą pracę, więc żyło mu się całkiem nieźle. Na ulicy grał, bo lubił. Takie hobby. Ja mu opowiedział o rodzicach, ze mieszkam z najlepszą przyjaciółką i jej chłopakiem. Było mu autentycznie przykro. Bardzo go polubiłam. Był szczery, miły, przystojny. Ze świecą takiego szukać. Więc kiedy przyszedł czas rozstania, spytałam się go:
-Może się jeszcze kiedyś spotkamy?
-Bardzo chętnie. Świetnie mi się z tobą gadało.
-I vice versa. To może jutro, jeśli ci pasuje?
-Ok.-odparł. -W tym samym miejscu, w którym dzisiaj grałem. W sumie gram tam codziennie. Może o 16?
-Dobrze-uśmiechnęłam się. Na dworze zrobiło się już ciemno.- Nie myślałam, ze już tak późno-mruknęłam.
-Mogę cię odprowadzić- zaoferował od razu Jacob. Przyjęłam jego dżentelmeńską ofertę i pozwoliłam odprowadzić się do domu. W drodze rozmawialiśmy jeszcze o muzyce. Okazało się, ze słuchamy tych samych zespołów i oboje uwielbiamy GN’R. Jednak nie powiedziałam mu, ze ich znam i się kumplujemy. W przeciągu tych dziewięciu dni chłopaki wpadli na chwilę parę razy, a w weekend wyskoczyliśmy do Rainbow, tym razem obyło się bez żadnych większych sensacji. Pożegnałam się z Jacobem i obiecałam , że jeśli nic mi nie wypadnie, pojawię się jutro. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do pokoju. Leah i Dave kłócili się ostatnio non stop, więc starałam się spędzać jak najwięcej czasu poza domem. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam w moim lokum były złożone na krześle ubrania. Te same ciuchy, które zostawiłam u Motley Cure. Wkieszeni jeansów zauważyłam zgiętą na pół białą karteczkę, rozłożyłam ją i zaczęłam czytać liścik.
„Hej Zuz,
Vince przyniósł mi dzisiaj twoje ubrania. Pomyślałem, ze chętnie byś je odzyskała. Nikki był ze mną żeby cię przeprosić, ale zastaliśmy tylko wkurwioną Leah. Ale facet na pewno będzie jeszcze miał okazje. Jutro zaczynamy nagrywać piosenki na EPkę. Jeśli chcesz to wpadnij, jesteśmy ciekawi co o nich myślisz. O 11 w Take One Studio. Ochrona cię wpuści.
Do zobaczenia,
Axl”
Po przeczytaniu wzruszyłam tylko ramionami. W sumie, z Jacobem umówiłam się dopiero na 16, więc spokojnie zdążę zajść do chłopaków do studia. I wtedy poczułam duże podniecenie, bo uświadomiłam sobie, że miałam uczestniczyć w procesie nagrywania piosenek. I Jeszcze byli ciekawi, co o nich myślę! Spojrzałam jeszcze raz na podpis. ‘Tak Axl, pogadamy sobie jutro’. Schowałam liścik do biurka, a ubrania wrzuciłam do kosza na brudy w łazience. Wróciłam do łóżka i położyłam się spać. ‘Jutro zapowiada się ciekawie’przemknęło mi jeszcze przed zaśnięciem przez głowę.
***
Pobudka przebiegła tak, jak przez ostatnie kilka dni: ktoś krzyczy, ktoś mu odpowiada, ktoś rozwala jakieś szkło, ktoś wychodzi głośno trzaskając drzwiami. Takimi to urokliwymi dźwiękami byłam codziennie budzona od ponad tygodnia. Bardzo się o nich martwiłam, bo nie chciałam żeby Leah cierpiała. Zwlekłam się z łóżka.10 rano. Chwila… 10?! Skoczyłam jak oparzona.
’Za godzinę mam być w studia o chłopaków!’ krążyło mi po głowie, jak szamotałam się po mieszkaniu. Ubrałam się w jeansowe, poszarpane szorty i bluzkę z jednym rekawem z logo Rolling Stones. W przelocie przez korytarz zarzuciłam na siebie moją skurzaną kurtkę. Makijaż, trampki, kasa i wyjście.
-Leah, wychodzę i wrócę późno! –krzyknęłam i nie czekając na odpowiedz rzuciłam się w dół schodów.
Zabrałam sporo kasy, więc wzięłam taksówkę. Siedząc w niej, uświadomiłam sobie, ze nic nie jadłam. Kierowca dowiózł mnie gdzie chciałam, zapłaciłam mu i rozejrzałam się po okolicy. Spory budynek studia od razu rzucał się w oczy. Niepewnym krokiem weszłam do środka.
-Przepraszam. Co pani tu robi?- z za rogu wyłonił się czarnoskóry ochroniarz.
Aż podskoczyłam ze strachu. Ale szybko doszłam do siebie.
-Ja do Axla Rose… nazywam się Zuza Mazurek.
Facet uśmiechnął się i powiedział, żebym poszła za nim. Przeszliśmy przez cały budynek, który wyglądał normalnie, bez rewelacji. Coś przypominającego biuro Geffen. Facet otworzył przede mną drzwi z napisem „Studio B” i zaprosił do środka. Znalazłam się w pokoju przypominającym salon. W sumie to był salon. Na przeciwległej ścianie znajdowało się dwoje drzwi. Z jednej ze stojących w pokoju sof zerwał się Duff.
-Hej, kogo nam tu przywiało? –zapytał z wielkim uśmiechem na ustach. Po czym króciutko przytuliliśmy się na przywitanie.
-Cześć Duff. Gdzie chłopaki?- spytałam, rozglądając się po pokoju, bo nikogo oprócz naszej dwójki w nim nie zastałam.
-Czekają w pokoju nagrań- wskazał kciukiem na prawe drzwi.
-To… nie idziesz do nich?
-Za chwilę, Musze cię jeszcze komuś przedstawić-powiedział i pociągnął mnie do drzwi na lewo.
Weszliśmy do pokoju, w którym centralnym punktem byłą wielka konsola z tysiącami kontrolek i duże okno, przez które było widać chłopaków z instrumentami siedzących w kółku w obitym różnymi materiałami pomieszczeniu. Na krzesłach przy konsoli siedziało dwóch facetów.
-Zuz, przedstawiam ci Mike’a Clinka i Toma Zutauta. Panowie, to jest Zuz.
Mike i Tom wstali z siedzeń i podali mi ręce, Skinęłam im tylko głową i dałam usadzić się na krześle między nimi. Duff w tym czasie dołączył do swoich kolegów z zespołu. Zauważyłam mikrofon przymocowany do środka konsolety, Wiedziałam do czego służy.
-Czy mogę…?- wskazałam na mikrofon. Mike skinął tylko głową . Nachyliłam się i wcisnęłam przełącznik.-Cześć chłopcy!
Na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Duff, Slach i Izzy złapali swoje akustyki i wygodnie się rozłożyli. Steven dzierżył tamburyn, a Axl stanął z tekstem za mikrofonem ustawionym trochę z tyłu.
- To co pierwsze?- rzucił Izzy.
-Zuz, wybierz! Numer jeden, dwa, trzy czy cztery?- Steven szczerzył się do mnie.
-Hmm… jeden- rzuciłam i usiadłam. Tom włączył sprzęt.
-To jedziemy ! Raz, dwa, raz, dwa, trzy, cztery… - Duff odliczał i zaczęli grać. Rudy bujał się w rytm muzyki i gwizdał. Po chwili zaczął śpiewać.
Shed a tear 'cause I'm missin' you.
I'm still alright to smile.
Girl, I think about you every day now.
Was a time when I wasn't sure,
but you
set my mind at ease.
There is no doubt
You're in my heart now.
Said, woman, take it slow,
it'll work itself out fine.
All we need is just a little patience.
Said, sugar make it slow,
and we come together fine.
All we need is just a little patience.
Piosenka była piękna. Gdy skończyliśmy grać cała drżałam na ciele, a w moich oczach pojawiły się łzy. Tak właśnie działa na mnie muzyka. Clink patrzył się na mnie ze zdziwieniem, a ja udawałam, że tego nie widzę. Chłopcy znowu zaczęli grać. Tym razem była to piosenka „I Used To Love Her”, z komicznym tekstem :
”Kochałem ją, ale musiałem ją zabić.
Wiedziałem, ze będę za nią tęsknił
Więc zakopałem ją w ogródku”
Następnie Gunsi mieli dwie godziny przerwy. Wyskoczyłam z pokoju do salonu i uśmiechnęłam się do nich.
-Idziemy gdzieś?- Izzy zaproponował obojętnym tonem.
-Ja idę zapalić- Slash powiedział i wyszedł. Po chwili jednak wrócił.-A może skoczymy do Whiskey?
-Nie!- zareagowałam dość szybko. Nie chiałam iść do klubu w którym pracuje Leah.- Może… Do Rainbow? To chyba bliżej…
-Okej, idziemy! – Steven zerwał się i wyciągnął mnie na korytarz .
Reszta ruszyła naszym śladem. Do klubu dotarliśmy na piechotę, dostaliśmy stolik i zamówiliśmy. Siedzieliśmy już dłuższą chwilę, wszyscy byli już nieźle wstawieni. W pewnym momencie podszedł do nas jakiś drągal, totalnie zalany i nie kontaktujący z rzeczywistością.
-Czarnuchy- wskazał paluchem na Slacha i jego odsłonięte ramiona.- Nie powinny nosić tatuaży.
Patrzyłam się na niego szeroko otwartymi oczami. Co on ku*wa powiedział? Jak nazwał Slasha?!
-Powtórz, co powiedziałeś mojemu przyjacielowi- Duff wstał i nachylił swoje ucho do twarzy tamtego.
-No powiedziałem, ze czarnuchy…
Duff nie dał mu skończyć. Z całej siły przywalił mu w brzuch. Bił go tak długo, aż tamten stracił przytomność. I ciągle nie chciał przestać.
-Duff! Duff, przestań!- złapałam go za uniesioną rękę. – Już pobiłeś go do nieprzytomności, przestań!- krzyczałam na blondyna, a on … uderzył mnie w twarz. Złapałam się za pulsujący policzek. Patrzyłam się w zamglone alkoholem oczy basisty. Po chwili doszło do niego co zrobił.
-Zuz… Ja nie…
Nie słuchałam go, wybiegłam z klubu i rzuciłam się w stronę Alei Gwiazd. Chciałam uciec od nich jak najdalej, zostawić ich za sobą. Łzy ściekały po moim zaczerwienionym i bolącym policzku. Jak on mógł to zrobić. Postanowiłam poszukać Jacoba. Był jedyną osobą, którą chciałam teraz wiedzieć. Spazmatycznie łapiąc oddech rozglądałam się w poszukiwaniu chłopaka. I wtedy na kogoś wpadłam. Spuściłam wzrok.
-Prze-epraszam- wychlipałam.
-Zuza?
To był Jacob. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w jego tors.
-hej co się stało? –odsunął mnie na odległość ramienia i dotknął mojej twarzy. Poczułam ból i mimowolnie syknęłam. Duff musiał włożyć w to sporo siły.-Kto ci to zrobił?
-To długo historia…- mruknęłam i wlepiłam wzrok w chodnik.
-Chodź- przygarnął mnie ramieniem do siebie.
Nie patrzyłam, gdzie mnie prowadzi. Było mi wstyd, ze przebiegłam do ledwo poznanego gościa się wypłakać, ale po prostu był pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl. Szliśmy już dosyć długo. Jacob coś do mnie mówił, ale nie mogłam się skupić na jego słowach. Podniosłam wzrok. Byliśmy na ulicy z domkami jednorodzinnymi. Chłopak musiał zaprowadzić mnie gdzieś bliżej obrzeży Hollywod. Skręciliśmy na jeden z podjazdów.
-Jacob, gdzie my idziemy?- spytałam się go.
-Chyba tak nie wrócisz do domu?- rzucił mi spojrzenie, gdy otwierał drzwi.- Musisz się ogarnąć. A, i mów i Jake.
-Dobrze… Jake. Dziękuje –uśmiechnęłam się słabo, a chłopak odwzajemnił gest.
Weszliśmy so środka. Rozejrzałam się po wnętrzu, które było przytulne i ładnie jednocześnie.
-Tam jest łazienka- wskazał na drzwi w drugim końcu hallu.- Znajdziesz tam wszystko, co potrzebujesz. Będę w kuchni-powiedział i wyszedł przez drzwi na prawo.
Z lewej strony było duże, otwarte przejście do jasnego salonu, z którego wiodły schody na piętro, jak się domyśliłam. Ruszyłam do łazienki. Weszłam i zapaliłam światło. Zaskoczyło mnie, że pomieszczenie było całe czarne. Czarna wanna, umywalka, szafki, kafelki. Całą ścianę na umywalką i czarnym marmurowym blatem zajmowało lustro. Spojrzałam na moje odbicie. Na lewym policzku wciąż było widać mocno czerwone ślady długich palców. Odwróciłam spojrzenie. Było mi strasznie przykro. Zawiodłam się na Duffie. ‘Po co ja go wtedy przytaszczyłam do mieszkania? Trzeba go było zostawić’. Wróciłam myślami do tamtego dnia, w trakcie mycia twarzy. Wydawało mi się, że to było parę miesięcy temu, a nie paręnaście dni.
Znalazłam w jednej z szafek czysty ręcznik, a w jednej z szuflad mnóstwo kosmetyków, w tym puder. Nałożyłam go tyle, by nie było widać… śladu. Przejrzałam się jeszcze raz i usatysfakcjonowana efektem poszłam do Jake’a. Weszłam do jasnej jadalni połączonej z kuchnią. Chłopak siedział przy stole z dwoma parującymi kawami.
-Caffe latte?- zapytałam się, siadając.
Przytaknął mi. Przyjrzał mi się bardzo dokładnie.
-Prawie nic nie widać- uśmiechnął się do mnie pocieszająco ale ja tylko upiłam łyk kawy i uciekłam wzrokiem w bok- Zuza-zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy.-Powiesz mi, co się stało?
Pokiwałam twierdząco głową.
XXX
- TY CH**U! JAK ŚMIAŁEŚ JĄ UDERZYĆ!?- Axl wydzierał się na mnie. Ku**a mać, nie moja wina, że do mnie akurat wtedy podeszła. Ja pierdolę, czy ona nie wiedziała, że nad sobą nie panowałem?
Siedzieliśmy wszyscy w studio. Steven wyjątkowo nie zacieszał, Slash też siedział cicho, Izzy nerwowo łaził po pokoju, a Axl darł na mnie mordę.
-CO TY SOBIE K**WA MYŚLAŁEŚ?!NO CO, DUFF?! ODPOWIEDZ MI DO CHOLERY!
-Nic nie myślałem! Nie panowałem nad sobą, okej? Dotarło?
-Jesteś zwykłym sk***ysynem, ot co.
Przeszyłem rudego lodowatym spojrzeniem.
-Ej, Axl, spokojnie- Izzy położył wokaliście dłoń na ramieniu.-Zj*bał co zj*bał, ale to odkręci. Prawda? –spojrzał mnie uważnie.
Podziwiałem Izzego. Zawsze wiedział co zrobić, co powiedzieć, umiał zażegnać konflikty, pójść na kompromis. No i co najważniejsze, to on powstrzymuje furię rudego. Chyba dzięki niemu świat jeszcze istnieje, bo gdyby tego nie robił, Axl dawno by go roz*ebał. No cóż, taka prawda.
-Duff! Naprawisz to, tak?
-Tak..- mruknąłem.
Było mi wstyd za moje zachowanie. Uderzyłem dziewczynę… Jezu, co ja zrobiłem? Jaki ze mnie dupek. Dupek i śmieć. Nie zasługuję na jej wybaczenie. Tylko najgorsze, że chłopaki też na tym ucierpią, bo Zuz będzie się teraz przed nami chować, na pewno.
Wiedziałem, jak bardzo polubili się ze Slashem. Dziewczyna wiedziała mnóstwo o gitarach, umiała też nieźle grać. Nie mówiła przy nim za dużo, więc z mulatem się świetnie dogadywali. Miała też jakąś pogadankę z rudym, gdzie długo mu coś tłumaczyła. Gdy wyszli, wyraźnie jej ulżyło, a z Axlem miała świetny kontakt od tego momentu. Mimo, ze często się nie widywaliśmy, czuliśmy się przy niej jak przy starej znajomej. Razem z Adlerkiem grała w gry wideo, które wpadły nam w ręce. Z Izzym umiała rozmawiać dosłownie o wszystkim: na narkotykach zaczynając, a kończąc na aktualnej sytuacji politycznej.
No a ze mną… po prostu spędzała czas. Rozumieliśmy się bez słów, co było takie… niesamowite. Czasami wystarczyło spojrzenie i wiedzieliśmy, o co drugiemu chodzi. Raz zabrałem ją na przejażdżkę, na to samo wzgórze, na którym nocowałem w samochodzie podczas pierwszych moich dni w L.A. Widok stamtąd był po prostu zapierający dech w piersiach. Gdy tam z nią przyjechałem, akurat zachodziło słońce. Widziałem ją w czerwono-pomarańczowych, ostatnich promieniach słonecznych, zafascynowaną rozpościerającym się przed nami widokiem: całe miasto mieliśmy jak na dłoni, wyglądało wręcz magicznie. I jak spojrzeliśmy w swoje oczy…
‘Boże, co się ze mną dzieje?’- ta jedyna myśl nie dawał mi spokoju. Bałem się, ze znam odpowiedź na to pytanie, ale nie chciałem jej do siebie dopuścić. Broniłem się całym sobą przed stwierdzeniem tego. Ktoś mnie potrącił w ramię i wyrwał z zamyślenia.
--Chodź, damski bokserze- powiedział mi Steven.- Musimy jeszcze nagrać dwie piosenki.
Z westchnieniem wstałem z sofy. Weszliśmy do studia, złapaliśmy za instrumenty i zagraliśmy. Jednak atmosfera nie była już taka sama. Dwa razy musieliśmy nagrywać „Think About You”. A tekst „One In A Million” przelał czarę. Skończyliśmy nagrywanie, wziąłem gitarę i wyszedłem, byleby nie musieć dalej znosić ich jednoznacznych spojrzeń.
Wiedziałem, co muszę zrobić. Postanowiłem na chwilę zapomnieć o mojej męskiej dumie, pójść i na kolanach błagać ją o przebaczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz