Witam wszystkich! Dzisiaj skończyłam pisać drugi rozdział na bloga i od razu go Wam prezentuję ;) Ach, i pragnę tu powiedzieć, że ten rozdział to POTWÓR. Ciągnie się i ciągnie... Ale po prostu głupio byłoby w połowie akcji zaczynać kolejny rozdział.. Bardzo dziękuję za wszystkie rady i za zainteresowanie moim opowiadaniem. Ja sama nie uważam go za jakieś wyborne, no ale cóż... Ach, no tak: na wakacje planuję serię różnych dodatków do opowiadania :D Teraz zacznę podziękowań, które będę dość długie. Tak myślę. NAJWIĘKSZE PODZIĘKOWANIA DLA MAGDY, KTÓRA PRZEPISAŁA 4/5 TEGO ROZDZIAŁU!!! Dziękuję! Chcę też w szczególności podziękować mojej Marcie, za wszystkie przypały na korytarzach i śmieszne akcje. Poli, mojej Welickiej, za wszystkie krytyczne spojrzenia i kasę pożyczoną na jedzenie ;P Jeszcze całemu tabunowi moich wiernych czytelniczek (taaa, tabunowi xD ), czyli: Ani, Monice i Lenie ;) No i wszystkim dziewczynom
i chłopakom z mojej klasy, i nie tylko im. Przepraszam że nie wymienię, ale już padam. Szybko przekopiuję rozdział i znikam. Enjoy!
i chłopakom z mojej klasy, i nie tylko im. Przepraszam że nie wymienię, ale już padam. Szybko przekopiuję rozdział i znikam. Enjoy!
Rozdział 2
Dokładnie wtedy, gdy skończyłam robić jajecznicę, do kuchni wszedł Duff. Jego mokre włosy opadały na koszulkę z logiem Dodgersów, którą mu dałam. Dave chyba się za to nie obrazi, a nawet jeśli, to miałam to głęboko gdzieś.
- Wiesz, nie musiałaś mnie jeszcze dokarmiać. Przeżyłbym bez tego - powiedział między gryzami.
- No nie wiem, jak wygląda to wasze życie gwiazd rocka, ale w pięciu w jednym domu to chyba rzadko jecie coś "normalnego".
- To pizza już nie jest normalna? - roześmiał się. - A wiesz co? Ogólnie to ty wiesz więcej o mnie niż ja o tobie. - rzuciłam mu pytające spojrzenie znad kubka z kawą. - Chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć.
- A czego, mości panie? - spytałam się go w trakcie rozrywania bułki na pół.
- No na przykład... Masz śmieszny akcent. Skąd jesteś? Ile masz lat? Jkaich zespołów jeszcze słuchasz? Co...
- Czekaj! Muszę to jakoś przetworzyć - powiedziałam, po czym zaczęłam intensywnie rozmyślać, przeżuwając kawałek rozerwanej wcześniej bułki. - Ok, to od początku. Jestem z Polski, takiego państwa w środkowo-wschodniej Europie.
- Wiem gdzie jest Polska - uśmiechnął się. - Ale jakim ty tu kurwa cudem dotarłaś?! - zapytał baaaardzo zaintrygowany.
- Już wyjaśniam. Załatwiliśmy wszystko po znajomościach. Mama była managerem w polskiej firmie muzycznej. A tata pracował jako prawnik w firmie przewożącej towary między państwami nad Morzem Bałtyckim. Byliśmy zmuszeni do ucieczki z kraju, ale o tym opowiem kiedy indziej - powiedziałam. Zauważyłam chwilowy grymas niezadowolenia na twarzy Duffa. Upiłam kolejny łyk kawy i widząc jego ponaglające spojrzenie kontynuowałam. - Pomógł nam przyjaciel ojca z działu zajmującego się bezpośrednio transportem morskim. Załatwił nam przewóz statkiem do Niemiec. Tam natomiast przedostaliśmy się do Poczdamu, gdzie mieszka siostra mamy. Ciocia ma dużo znajomości, no i pracuje w biurze podróży. Z jej pomocą zdobyliśmy bilety lotnicze i wizy do Stanów. Gdy już dolecieliśmy, po kilku miesiącach starań otrzymaliśmy obywatelstwo amerykańskie. Rodzice znaleźli pracę w Elektra Records - zobaczyłam zdziwienie na twarzy chłopaka. Odpowiedziałam mu zadziornym uśmiechem, na co pokręcił głową i gestem pokazał, żebym kontynuowała. - Pytałeś się jeszcze, czego słucham. Moje lubione zespoły, oprócz GN'R, to: Led Zeppelin, Aerosmith, Motley Crue, Metallica, AC/DC, The Beatles, Kiss, Rolling Stones, The Who, i tak dalej... Ach, no i nienawidzę Poison - na te słowa uśmiechnął się promiennie.
- A ile masz lat? - spytał z podstępnym wyrazem twarzy.
- Hahaha, tylko się na mnie nie napalaj, bo wyjdziesz na jakiegoś pedofila - puściłam do niego oko. widząc, że się zmieszał, postanowiłam go podratować. Za pięć miesięcy, to jest 28 stycznia, skończę 18 lat - powiedziałam, po czym dopiłam zimną już kawę.
- Aha. Nie, to ok - powiedział. - Zuz, orientujesz się może, która jest godzina?
- Yhym, wiem - spojrzałam na zegar wiszący za muzykiem. - Jest za dziesięć pierwsza.
- CO?! - wykrzyknął zdziwiony. - Kurwa mać, umówiliśmy się z chłopakami z Geffen na pierwszą! - zawołał, złapał się za głowę i zerwał z krzesła. - Kuźwa, musimy się sprężyć! Zakładaj buty! - doszło do mnie z korytarza.
- Ale... po co? - spytałam zakłopotana, bo nagłe poderwanie się basisty i jego "rozkaz" trochę mnie zaskoczyły.
Wtedy Duff wszedł do kuchni i podał mi moje trampki. Gdy skończyłam wiązać buty wstałam i popatrzyłam się na niego wyczekująco. On złapał mnie za przedramię i pociągnął do wyjścia z mieszkania. Zgarnęłam klucze z półki i kiedy zamykałam drzwi, chłopak postanowił poinformować mnie, o co chodzi.
- Pomyślałem, że może chciałabyś poznać resztę chłopaków i...
- Może?! Pewnie że chcę, nawet nie wiesz jak bardzo! - rzuciłam mu się na parę sekund na szyję i teraz to ja ciągnęłam go w dół schodów. - Dziękuję - powiedziałam.
- Nie Zuz, to ja dziękuję tobie - odparł.
- Ehh, mówiłam ci żebyś przestał pieprzyć bzdury. No chodź! - wyciągnęłam go z klatki schodowej na zalaną słońcem ulicę.
***
Na zewnątrz było gorąco. Wszyscy po prostu smażyli się jak bekon na patelni. Szliśmy już dłuższą chwilę, rozmawiając o jakiś pierdołach. Zanim doszliśmy do Geffen byliśmy całkowicie zlani potem.
- O Boże - jęczałam. - Czemu tu musi być tak gorąco? Kalifornia, kurwa. Zaraz pot mi zacznie chlupotać w trampkach - zachichotałam. Chyba słońce mi szkodzi.
- Hahaha, ty jak ty, masz trampki, ale zauważ że ja mam na nogach kowbojki - wysapał Duff. - Hej, obrazisz się jak będziesz musiała iść obok roznegliżowanego faceta?
- Co masz na myśli? - spytałam się i zwróciłam na niego wzrok.
Zdjął koszulkę, którą mu dałam i szedł teraz po jednej z najbardziej zaludnionych ulic Los Angeles z nagim torsem. Nagle zrobiło mi się jeszcze cieplej. 'Zuza, ogarnij się. Wdech, mrugnięcie, wydech' powtarzałam sobie w głowie. Muszę się pozbyć tych wszystkich reakcji na niego. Jakby to było możliwe...
- Nie, nie obrażę się - odpowiedziałam z kocim uśmiechem.
Ale najlepsze były reakcje ludzi, bo przeważnie Duffa rozpoznawali i robili wielkie oczy. Mieliśmy z tego ogromny ubaw. Jednak w pewnym momencie mijaliśmy sporą grupkę fanek GN'R, mniej więcej w moim wieku.
- O Boże... IIIIIIPPP, DZIEWCZYNY! - pisnęła jedna z nich i zaczęła pociągać swoje koleżanki za rękawy.
- AAAAA, O JEZUU, TO DUFF! - rozległo się wokoło.
Otoczył go wianuszek dziewczyn, który prawie nas rozdzielił. Duff złapał mnie i przyciągnął do siebie. Zrobiło mi się teraz zajebiście gorąco, a poza tym basista był cały spocony i śmierdział jak skunks, ale było mi przyjemnie. Chłopak próbował przebić się przez fanki (których nagle zrobiło się mnóstwo, nie wiadomo skąd), tłumaczył, że nam się spieszy, ale tłum go nie słuchał. Kuźwa, skąd ich się tyle wzięło? Zrobiło mi się słabo. Kurczowo objęłam Duffa w pasie, bo miałam wrażenie że zaraz runę na ziemię. Chłopak zauważył moją bladą twarz i wziął mnie na ręce. Nie mogłam się tym podjarać, bo ledwo kontaktowałam z otoczeniem. Jakiś policjant pomógł nam się wydostać z tego piekła. Musieliśmy wejść do jakiegoś klimatyzowanego pomieszczenia. Nie wiedziałam jakiego, bo miałam zamknięte oczy. Duff podziękował policjantowi i kulturalnie go odprawił, po czym mnie gdzieś usadził.
- Zuz, dobrze się czujesz? - usłyszałam głos Duffa.
- Taa... Już lepiej - odpowiedziałam i postanowiłam otworzyć oczy. Byliśmy w jakiejś małej kwiaciarni. Zza lady wychylała się jakaś starsza pani w okularach niczym denka od butelek, a Duff kucał jakiś metr przede mną. - Woah, ty tak często masz? - spytałam wciąż oszołomiona tym zamachem na nas.
- Zdarza się. Nic niesamowitego - oznajmił tonem, jakby mówił mi, że kupił dzisiaj sześć, a nie pięć bułek.
- No pewnie, to jest bardzo normalne że atakuje cię tłum pseudo-fanek na ulicy w biały dzień
- odparłam sarkastycznie. - Zauważyłam, że są na ciebie napalone- rzuciłam wiążąc but.
- Ekhmm… Eee noo.. - chłopak był wyraźnie zmieszany, co było moim zamiarem. Może dlatego, że chłopcy którzy się peszą są mega słodcy? Ja pierdolę, chyba mi się skrzywiła psychika. Wzięłam się za wiązanie drugiego buta.
- No okej, nie milcz tak obrażony- powiedziałam i podniosłam głowę.
On przykucnął naprzeciwko mnie i patrzył mi się prosto w oczy. Posłał swój anielski uśmiech i wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał ciemną chryzantemę. Poczułam że rumienię się jeszcze bardziej, gdy włożył mi kwiatek z ucięta krótko łodyżką za ucho.
- No i kto tu jest teraz bardziej speszony? - zapytał się rzucając mi spojrzenie zwycięzcy.
- Dziękuję - wymamrotałam spuszczając wzrok. Nie ma co, wreszcie natrafiłam na godnego rywala- Skąd wiedziałeś, ze robię to specjalnie?- spytałam się go, gdy pomagał mi wstać ze stołeczka na którym siedziałam.
- Można to po tobie zobaczyć. A na pewno usłyszeć w twoim głosie - powiedział. - Dowidzenia! - pożegnał się ze starą kwiaciarką. Ja wciąż czując się pociśnięta kiwnęłam tylko starszej pani głową. Ona odpowiedziała mi szerokim uśmiechem, co jeszcze bardziej pogłębiło jej zmarszczki wokół oczu. Przypominała trochę moją babcię… Uświadomiłam sobie, ze bardzo za nią tęsknię. Może do niej napiszę…
- O czym tak myślisz dziecino?
-Nie nazywaj mnie dzieciną - odgryzłam się Duffowi.- A tak sobie myślę. Kiedy wreszcie dojdziemy do tego biura? - spytałam zniecierpliwiona.
- No to jest tutaj - powiedział i wprowadził mnie do wysokiego biurowca. Weszliśmy do dużego holu, w którego końcu stało biurko, a za nim znudzona sekretarka. Zegar na ścianie wskazywał za piętnaście drugą.
-Kurwa mać, późno jesteśmy - Duff zaklął. - Chodźmy na górę. - powiedział i poprowadził mnie do windy. Wcisnął guzik szóstego piętra i winda ruszyła.
- Hej Duff- powiedziałam niepewnie. Gdy chłopak rzucił mi zniecierpliwione spojrzenie, mówiłam dalej - Wiesz, to strasznie miło z twojej strony, że mnie tu zabierasz w ogóle, ale ja się nie chcę narzucać, naprawdę – wypowiedziałam to ciągiem, zlewając słowa w jedno. Winda wydała z siebie donośny „ brzdęk” i drzwi się otworzyły.
- Cholera, to była moja propozycja - mruknął Duff. Poprowadził mnie ciemnym korytarzem na lewo i zatrzymał się przy trzecich drzwiach. - Wiesz chyba będzie musiała tu poczekać - jęknęłam na jego słowa i klapnęłam na jedno z kilku krzeseł stojących na korytarzu. On się tylko uśmiechnął i pokręcił głową. Następnie spoważniał i przed wejściem do pokoju zdążył tylko burknąć:
- Zabiją mnie za to.- rozśmieszyło mnie załamanie chłopaka. Usłyszałam tylko ciche trzaśnięcie drzwi i zostałam sama na mrocznym korytarzu.
***
-I właśnie dlatego myślę, że… - Alan Niven przestał mówić i spojrzał na drzwi gabinetu, w których pojawił się wysoki blondyn. - Oh, wielmożny pan McKagan raczył do nas dołączyć - rzucił kąśliwie.
Manager stał przy stole, za którym siedział nie kto inny, jak szef wytwórni, David Geffen . ‘O ja pierdolę kuźwa mać. Ale się wkopałem ’ pomyślał Duff. Nie wiedział, że ON tu będzie. Wzrokiem namierzył Toma Zutauta, który stał w głębi pokoju i podziwiał widok zza okna. Mężczyzna rzucił basiście pełne współczucia spojrzenie. Geffen nienawidził spóźnialskich. ‘Mam przejebane, tak jak do kurwy nędzy jeszcze nigdy nie miałem’. Reszta zespołu siedziała na krzesłach po przeciwnej stronie stołu niż Mr. Dyscyplina. Chłopcy posłali Duffowi szydercze uśmiechy, za co miał ochotę strzelić skurwieli po ryjach. Może przestaliby się tak głupkowato szczerzyć.
-Panie McKagan, czy będzie pan łaskaw wyjaśnić nam przyczynę tego jakże bulwersującego, prawie godzinnego spóźnienia?- zapytał przesadnie uprzejmy Niven. Kolejny na liście do przyjebania w gębę.
- Ależ oczywiście. - Powiedział równie nonszalancko Duff. - Powód mojego spóźnienia jest takowy, iż obecni tutaj Steven i Slash zostawili mnie samego, nawalonego w trzy dupy w klubie.
Slash już otwierał usta, żeby kazać basiście się zamknąć, gdy wtrącił się Geffen.
-Panowie, załatwimy to później. Wyjaśnimy sobie wszystko po spotkaniu Duff. I ubierz się, proszę - powiedział zdegustowany. Chłopak posłusznie założył koszulkę i z westchnieniem usiadł na krześle.- A teraz wróćmy do sedna…
***
Długo czekałam na korytarzu. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość, bo już nie miałam co robić. Obeszłam całe piętro, oglądając wszystkie złote, platynowe, diamentowe czy inne kurwa płyty wiszące na ścianie. Patrzyłam przez okna znajdujące się naprzeciw windy, ale widok był monotonny. No bo ile można patrzeć na inne budynki i ulicę, na której nie działo się nic interesującego? Wróciłam do płyt. Znalazłam kilka Aerosmith. Uśmiechnęłam się i rzuciłam okiem na moja bluzkę, na której znajdował się nadruk ze śpiewającym (drącym się) Stevenem Tylerem. Aż sobie zaczęłam nucić, bawiąc się kwiatkiem od Duffa.
Dum, Dum, Dum honey what have you done?
Dum, Dum, Dum it’s the sound of my gun…
Właśnie miałam się rozkręcić, gdy usłyszałam kliknięcie otwierających się drzwi. Lekko wystraszona odwróciłam się i zobaczyłam członków Guns N’ Roses wychodzących, a dokładniej wytaczających się z pokoju, do którego wszedł wcześniej Duff. Jednak teraz stamtąd nie wychodził.
- Hej, proszę, proszę, kogo my tu mamy?- mruknął lubieżnie Axl.- Co ty tu robisz słodka?- podszedł do mnie i objął ramieniem. Z Drugiej strony przypierdolił się do mnie Slash. Nie, ja się im nie dam.
- Czekam na kogoś- odparłam, w moim mniemaniu pewnym głosem. Już wiedziałam, dlaczego nazywają ich Najniebezpieczniejszym Zespołem na Świecie.
- Hm, czekasz na kogoś?- Slash zamruczał mi do ucha. Mimo woli odczułam przyjemność z tego, co do mnie mówił. No co, jest ciachem. - Po co ? Mogłabyś pójść z nami…
- Zabralibyśmy cię w różne ciekawe miejsca - Izzy dołączył do tego teatrzyku. Tylko Steven mnie nie zaczepiał. Ale on pewnie był tak naćpany, że nic do niego nie docierało.
- A na koniec zrobilibyśmy coś ciekawego - dokończył Axl. Ja pierdolę, czy oni nie potrafią utrzymać kutasów w spodniach? Poczułam czyjąś rękę na pośladku. Kurwa mac, koniec tego! Wyszarpałam się z ich objęć i odsunęłam kawałek.
- Już bym wolała przespać się ze zdechłym koniem od tygodnia gnijącym w gównie na jakimś pustkowiu w Indianie, zakażonym AIDS niż z wami! - krzyknęłam. A ich po prostu zamurowało. Pewnie spodziewali się kolejnej „łatwej” blondynki, która z pieprzonym piskiem sama wskoczy im do łóżka. Błąd panowie.
- C..co? - do Axla ciągle nie dotarło, ze ktoś mu odmówił. Chłopcy dalej stali osłupiali, gdy drzwi otworzyły się i na korytarz wyszedł Duff.
- O, poznaliście już Zuz, świetnie - powiedział uradowany. Reszta zespołu popatrzyła się na niego tak, jakby przed chwilą powiedział im że jest transseksualistą.
- Taa, tak jakby- rzucił Izzy.- Ehm, Izzy jestem- dodał.
-Wiem – powiedziałam. - A wy jesteście Axl, Slash i Steven. Ja mam na imię Zuza- Odparłam
-To twoja nowa cipka McKagan?- zapytał rudy.
- Że niby ja i o-ona?! Co?! Co ty kurwa pieprzysz człowieku?! Chyba cię pojebało do końca! Ja nigdy bym jej niczego takiego nie zrobił! Pomyśl trochę zanim coś powiesz! W przeciwieństwie do ciebie ja nie pieprzę wszystkiego, co się rusza! Idiota w za ciasnych bokserkach! - zjechał go Duff.
Boże, jaka to jest niezręczna sytuacja. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. I wtedy niezręczną ciszę , która zapadła, przerwał Adler ze swoim wiecznym zaciszem.
- Ej, może byśmy się przymknęli i skoczyli w tym wypadku się napić, hmm? To chyba Dory pomysł - powiedział, po czym lekko jeszcze nie panując nad swoimi ruchami, pokracznie mi się ukłonił i wziął mnie pod rękę.- Pozwól, madame.- uśmiechnął się i poprowadził moją osobę w stronę windy. Z drugiej strony zaśmiewając się, złapał mnie Izzy. Axl ciągle trochę zły na Duffa, ruszył za nami. A Slash i Duff dalej stali tam, gdzie byli.
- Hej, stary - zagadnął Slash.- Gdzie ty ją kurwa znalazłeś? Dawno nie widziałam TAKIEJ - mówiąc to pokazał rękoma kobiece kształty. - Dziewczyny- gitarzysta rzucił basiście zaciekawione spojrzenie. A blondyn milczał przez chwilę, patrzył za naszą czwórką czekającą na windę i odpowiedział zagadkowo:
- Sama mnie znalazła - po czym ruszył do pozostałych, a mulat wzruszył ramionami i tez się powlókł w tą samą stronę.
***
Wciąż nie wierzyłam w moje szczęście. Właśnie weszłam do Roxy w towarzystwie muzyków Guns N’ Roses. Rozejrzałam się po wnętrzu. Wszędzie było dużo ludzi - siedzieli przy stolikach, stali przy barze lub tańczyli na parkiecie. Palili papierosy (i nie tylko papierosy), sączyli drinki, śmiali się i rozmawiali. No i oczywiście głośna muzyka. W tym momencie leciał kawałek Aerosmith „Eat The Rich”. ‘Dzisiaj mam dzień pod ich znakiem’ uśmiechnęłam się pod nosem.
- Hej, co się nie odzywasz? Coś to do ciebie niepodobne - Slash szturchnął mnie w bok.
No tak, przez całą drogę nawijałam jak najęta. Bo do jasnej cholery, włóczyłam się po ulicach Los Angeles z jednym z najbardziej pożądanych zespołów świata! Myślę, ze każda dziewczyna na moim miejscu by się podekscytowała. Im też to się chyba podobało. Odniosłam wrażenie, że brakuje im towarzystwa zwykłych ludzi. Haha, o ile można powiedzieć, że jestem normalna!
- Wiesz, w sumie to jestem tu pierwszy raz - odpowiedziałam mulatowi. - Trochę mnie to… przytłacza.
-Spokojnie. My już cię wprowadzimy!- krzyknął Duff.
Jakaś skąpo ubrana dziewczyna odprowadziła nad do stolika w najdalszym kącie. Wtedy zagadnęła, co chcemy do picia. Nie była to dla mnie nowość, bo często ze starszymi znajomymi wyskakiwałam „na procenty”. Kiedy przyszła moja kolej, chłopcy spojrzeli na mnie zaciekawieni. Mówiłam im o moim wieku ale się tym nie przejęli. Wiedziałam, ze to test. Chcieli mnie sprawdzić. Uśmiechnęłam się do kobiety i odpowiedziałam:
-Poproszę to samo, co ten blondyn - wskazałam na Duffa. Kelnerka zanotowała, a muzycy zaczęli się śmiać.
- No, zobaczymy na co stać nasze złotko!- powiedział Axl.
- Sama nie wiesz na co się piszesz - dorzucił Steven.- Naszego Duffcia nie da się pobić!
- Nie skreślajcie Zuz, bo może nas czymś zaskoczyć- basista puścił do mnie oko.
Rozglądałam się po klubie. To była dżungla, dzika i pociągająca. Nigdy wcześniej nie wpuścili mnie tu, właśnie ze względu na wiek. Zauważyłam, że do naszego stolika idą dwie dziewczyny z zamówieniem. Miały na sobie króciutkie spódniczki i bluzki, które odkrywały więcej niż zakrywały. Spojrzałam powrotem na chłopaków i…
- Gdzie jest Izzy?- wypaliłam. - Jeszcze chwilę temu tu siedział.
- Poszedł sobie zaaplikować do kibla - mruknął Slash. - Co te dziwki się tak wloką? Chodźcie tu , no! -zawołał.
Dziewczyny od razu przyspieszyły i już po chwili rozkładały alkohol na stoliku. Nagle zorientowałam się, co ja zrobiłam. Stała przede mną 1,5 litrowa butelka wódki, dwa Jack Danielsy i dwa Long Island. Otworzyłam szeroko oczy i zerknęłam na Duffa, który już dobierał się do swojej whiskey.
- Hej, hej chłopie, czekaj! Zróbcie ze złotkiem pojedynek! Kopsnijcie się po trzy butelki wódy i dwa kieliszki - rzucił Axl do kelnerek, które niechętnie poszły w stronę baru.
- Że niby ja z Zuz? Biedactwo, przegrasz - Duff zacmokał z dezaprobatą w moją stronę. Kelnerki wróciły, postawiły za stoliku co miały przynieść i zaczęły się kleić do Axla i Slasha.
-No zobaczymy, panie Pewny Siebie - odparłam i nalałam sobie i jemu pierwszy kieliszek.
***
- Dalej, dalej, ciśnij bejb!
- Zuz, Zuz, Zuz!
Chłopaki mnie dopingowali. Duff trzęsącymi się rękoma usiłował wypić jeszcze jeden kieliszek, ale zanim doprowadził naczynie do ust, cały płyn się wylał. Dokończyłam ostatnią , dziewiątą butelkę wódki.
- Zuz wy-ygrała- wyczkał Duff ostatkiem wysiłku myślowego.
- Yhym- udzieliłam jakże inteligentnej odpowiedzi.
- Ale jak ci się, to kurwa udało?- zapytał też mocno podchmielony Slash, gniotący na kolanach jedną z dziewczyn, które przyniosły alkohol.
- Slash, no bo kurwa ja jestem z Polski, kurwa!- wybełkotałam wpół przytomna- C-cecha narodow-wa.
Zaczęliśmy się z tego śmiać. W pewnym momencie Axl i Slash nie wytrzymali i wymknęli się z laskami od wódy. Steven chwilę wcześniej poszedł do sali ze striptizem. Duff chciał chyba jeszcze napić się Danielsa, ale nagle zaliczył zgona i zwalił się na podłogę. Zaczęłam się z niego naśmiewać , po czym sama straciłam świadomość.
Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale w pewnym momencie poczułam, że coś mnie uporczywie trąca w ramie.
-Odpieprz się..- powiedziałam niewyraźnie. Leżałam… nie, na pewno nie na podłodze. Leżałam na czymś miękkim, ciepłym i … ruszającym się?
- Wstawaj, wake up do cholery! Ładnie to tak sobie ucinać drzemkę na McKaganie?- huknął mi ktoś do ucha.
- Co kurwa? Na jakim McKaganie? Jakiś materac kuźwa czy co?- spytałam wciąż nie rozumiejąc sytuacji.
- Ech, czy naprawdę myszę cie niańczyć? Czy ja ci do jasnego chuja niańkę przypominam? -odparł ktoś ze śmiechem.
Postanowiłam zobaczyć, kto mi przeszkadza. Omijam fakt, że ktoś cholernie głośno puszczał Mötley Crüe. Hm, może Leah robi imprezkę? Otworzyłam oczy i pierwsze co spostrzegłam, to to, że leżałam między jakaś sofą i stolikiem. W przerwie między nimi widziałam twarz Izzego Stradlina! ‘Jejku, jaki fajny sen!’ pomyślałam, ale już po sekundzie zdałam sobie sprawę, że to rzeczywistość. I dotarło do mnie, co wcześniej powiedział. Usiadłam (po wielkim wysiłku) i sprawdziłam czy to prawda.
- No nie… - próbowałam się podnieść.
Jakaś osoba złapała mnie od tyłu po pachy i podciągnęła na wspomnianą wcześniej sofę. Rzeczywiście, jeszcze chwilę temu leżałam na Duffie McKaganie. Jednak w stanie upojenia alkoholowego, w którym wciąż się znajdowałam, nie przejęłam się tym. Również upojeni alkoholem pozostali członkowie GN’R , plus naćpani Izzy ze Slashem (który pomógł mi stanąć) się tym nie przejęli. Zataczając się z lekka i przeklinając cały świat, krok po kroku zaczęli iść (wytaczać się) ku wyjściu.
- Ej, lumpy!!- zawołałam na nich.
Odwrócili się od razu. No cóż, zawsze miałam talent do nazywania rzeczy po imieniu.- A co z naszym, hic!, królem piw!? – zawyłam jeszcze głośniej. Stradlin i Rose najbardziej z nas trzeźwi złapali blondyna za ręce i zaczęli ciągnąć go po ziemi. Ja natomiast oparłam się o Slasha, on o mnie, i jakoś o wspólnych siłach wyszliśmy z lokalu. Lokaty wyjął paczkę Malboro i jedno zapalił.
- Nie pal…- mruknęłam
- Bo co?
- Bo nie lubię.
- No i co?
- No i kurwa nie lubię.
- Kurwa, no ale co mnie to?!
- No bo do kurwy nędzy nie lubię i masz nie palić!!
- Eee tam, kurwa, przeżyjesz – powiedział
- NIE, UMRE KURWA!!! - wydarłam się na całe gardło gitarzyście do ucha. Nieliczni o tej godzinie przechodnie odwrócili się i rzucili nam zdegustowane spojrzenia.
- Jaka kurwa inteligentna rozmowa- powiedział na końcu Slash.
Chciałam mu się odgryźć, ale zatoczyliśmy się i wylądowaliśmy na jakimś śmietniku, wywracając go i wyjebując jednocześnie całą zawartość. Zaczęliśmy się śmiać jak opętani. ‘W sumie to są kuźwa całkiem mili. Jak na razie… ’
- Ej, co wy odpierdalacie? Wstawać!- huknął Axl.- Hej, a wie ktoś dokąd idziemy?
- No kurwa do mnie tak? Hic!- czknęłam głośno, co tak bardzo rozbawiło zalanego Slasha, że znowu parsknął śmiechem i opluł mnie śliną.
- Kurde, uważaj! Twoja mama jest lamą czy co?- spytałam się go całkiem poważnie. Jeny, moje teksty są jeszcze słabsze po pijaku niż jak jestem trzeźwa.
-Nie trać na niego czasu. To gdzie? -powiedział Izzy, który przerzucił sobie nieprzytomnego Duffa przez ramię, uginając się pod jego ciężarem. Przechodnie rzucali nam zaciekawione, często zbulwersowane spojrzenia.
-Packard 34, mieszkanie pierwsze… -mruknęłam i film mi się urwał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz