No dobra...
Po fali oburzeń i zażaleń (tak Eliot, Marta, o Was mowa :P ) postanowiłam dodać Czwóreczkę szybciej, niż chciałam. Z resztą, piszę jeden rozdział parę miesięcy, muszę go kiedyś skończyć ...
Po fali oburzeń i zażaleń (tak Eliot, Marta, o Was mowa :P ) postanowiłam dodać Czwóreczkę szybciej, niż chciałam. Z resztą, piszę jeden rozdział parę miesięcy, muszę go kiedyś skończyć ...
I, jako że jest to ostatnia część tej nieszczęsnej Szóstki, postanowiłam ją komuś zadedykować.- Szatanu: za bycie wcieleniem ZuA i moim Guru;- Lize: za Twoje poczucie humoru;- Elitowi: za to, że jako jedna z nielicznych ma odwagę komentować;- Martęłę: że ze mną tyle wytrzymała.
Rozdział Szósty, Część Czwarta
ZUZA
Slash zniósł mnie do kuchni i posadził na krześle. Zaraz przed moim nosem pojawił się Daniels i szklanka. Bezceremonialnie strąciłam ją na podłogę, a Kudłaty nawet nie drgną, wpatrując się we mnie uważnie. Pociągnęłam spory łyk alkoholu. Nie rozróżniałam słów, które Slash do mnie wypowiadał. Mój umysł popadł w otępienie, postawiłam wokół siebie mur, ten sam, który pojawił się po śmierci moich rodziców. Położyłam głowę na stole.
Znowu to samo...
Do kuchni wpadli wszyscy, którzy byli w naszym domu. Pewnie przez sygnał karetki. Ktoś mnie objął i przyłożył swoje usta do mojego ucha.
- Zuza... On żyje.
- Zuza... On żyje.
Spojrzałam w oczy Izzy'ego.
- Powtórz - zażądałam.
- Duff żyje, wzięli go tylko na obserwację.
XXX| PÓŁTOREJ GODZINY (i parę butelek Danielsa) PÓŹNIEJ |XXX
- Steven... chodź na spacer - burknęłam.
Blondasek entuzjastycznie złapał mnie za ramię i wyciągnął przed dom, na podjazd.
- Wróć się i przynieś mi kurtkę.
Niczym posłuszny pies poszedł po okrycie dla mnie i dla siebie, ubrał mnie w nie i z wyczekiwaniem patrzył się na mnie tymi swoimi święcącymi się z radości gałami. Pociągnęłam go w dół ulicy, na której mieszkaliśmy.
- Gdzie idziemy? - Popcornik praktycznie podskakiwał z ciekawości. Widząc jego zaintrygowanego zaciesza nie wytrzymałam i się uśmiechnęłam.
- Po prezent dla mojego lubego - westchnęłam. O mało co nie pękło mi dzisiaj przez niego serce. Jeszcze raz tknie się koki, to po prostu...
- A co to jest? - Adlerek przerwał moje rozmyślania. Prawie wyłaził z siebie, takie był ciekawy.
- Zobaczysz, jak dojdziemy. Nie podryguj tak, damnit! Wystarczy, że ja się zataczam!
Zaśmialiśmy się oboje. Nasza wędrówka długo nie trwała, bo dom mojej koleżanki znajdował się niecały kilometr od naszej meliny. Zadzwoniłam. Po chwili w drzwiach pojawiła się niska brunetka. Chyba nie była zachwycona moim stanem...
- Wesołych Świąt - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Nigdy jej nie lubiłam, starała się być sztucznie miła dla każdego, już wolałabym usłyszeć od niej "spierdalaj" niż "czy możesz przyjść później?"...
- Wesołych! - Steven nic sobie z jej sztuczności nie robił. Kiwnęłam tylko Katie głową, po czym przedstawiłam ją Adlerowi.
- Wejdźcie - dziewczyna zaprosiła nas do środka. Przeszliśmy za nią przez przyozdobiony świątecznie dom do komórki pod schodami.
- Jeeeejuuuuu, jakie słodziaki! - wykrzyknął Stevie, gdy naszym oczom ukazały się szczeniaki labradora, skulone razem w koszyku, a teraz otwierające zaspane oczka i patrzące na nas z zaciekawieniem. Niczym Adler parę minut temu! Podobieństwo prawie powaliło mnie na podłogę, w ostatniej chwili złapałam się poręczy (a może to Daniels mnie powalił?). Siedem futrzastych, jasnych kulek zaczęło harcować w komórce, na korytarzu, na Adlerze...
- Wybierzcie jedno - Katie uniosła kąciki ust w półuśmiechu i zachęciła nas gestem.
Przyklękłam obok chłopaka i przez parę minut ocenialiśmy wszystkie pieski. Wreszcie wybraliśmy sunię, najmniejszą z całego miotu, ale za to nadrabiała charakterem. Urzekła mnie tym, że zsikała się na Stevena. Sprzedana!
Zapłaciłam, po czym jak najprędzej ruszyliśmy w drogę powrotną. Adler, już mniej zacieszony, lustrował wzrokiem psinę, którą niósł. Jeden zasikany wystarczy, ja nie mam na to najmniejszej ochoty... A mała, jak gdyby nigdy nic sobie z niego nie robiąc, zaczęła lizać chłopaka po twarzy. Steven usiłował zahować powagę, lecz po chwili bad poker face zamienił się w najszerszy adlerowski uśmiech. Kto by pomyślał, że dalej będzie tak radosny, nawet cały w psich wydzielinach.
- Co zamierzasz z nią zrobić? - między mną a perkusistą zawisło pytanie. Trzymajcie mnie, do cholery! Czy ja mu nie mówiłam, po co idziemy?!
- Przerobię ją na parówki - oznajmiłam najnormalniej, jak umiałam.
Popcorn zrobił wytrzeszcz, prawie zachłysnął się powietrzem i osłonił psinę własnym ciałem.
- Ale ty głupi jesteś! - zawołałam i zaczęłam śmiać się jak dzika. - To prezent dla Duffa... Ale wszystkim się raczej spodoba.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wreszcie zrozumiał. Blondynka, ja pierdolę. - Kupujesz mu psa, żeby zyskać czas, bo nie chcesz mieć na razie dzieci?
- COOO?! - potrząsnęłam głową, bo nie wierzyłam w to, co słyszę.
I to był mój błąd, bo straciłam resztki równowagi i wylądowałam na moich zacnych czterech literach. Jak Adler mógł na coś takiego wpaść? To było po prostu... dziwne! Ja nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała mieć dzieci! Nie wiem, czy mój związek z Duffem przetrwa, żebyśmy kiedyś, w bardzo odległej przyszłości mogli zacząć się zastanawiać, nad posiadaniem dzieci. Boże, dopiero zaczęliśmy się ze sobą kochać! Boże!
I to był mój błąd, bo straciłam resztki równowagi i wylądowałam na moich zacnych czterech literach. Jak Adler mógł na coś takiego wpaść? To było po prostu... dziwne! Ja nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała mieć dzieci! Nie wiem, czy mój związek z Duffem przetrwa, żebyśmy kiedyś, w bardzo odległej przyszłości mogli zacząć się zastanawiać, nad posiadaniem dzieci. Boże, dopiero zaczęliśmy się ze sobą kochać! Boże!
- Steven, puknij się w łeb i przestań zadawać takie pytania - warknęłam, gdy pomagał mi wstać.
- Już, już... Chcesz może wytrzeźwieć? - puścił moją dłoń. Jedną ręką trzymał labradora, drugą zaś szperał w kieszeniach ramoneski. Po chwili miałam na wciąż wyciągniętej dłoni trochę białego proszku.
Używali koki do trzeźwienia. Najpierw chlali na umór. Następnie wciągali kreskę i mogli pić dalej. Błędne koło. A w jego środku moi najlepsi przyjaciele i chłopak.
Obrzuciłam substancję badawczym spojrzeniem. "Po jednym razie przecież nic mi nie będzie", pomyślałam. Usypałam jako taką ścieżkę i przy pomocy rurki z dolara ją wciągnęłam, a Steven dotrzymał mi w tym towarzystwa.
XXX
Duffy wrócił na wieczór ze szpitala, lecz miał tam wrócić zaraz następnego dnia. W czasie kolacji wigilijnej mogliśmy usłyszeć dwa rodzaje żartów: zboczone lub bardzo zboczone, a po nich chóralne wybuchy śmiechu. Przyszedł nie tylko Seba, ale też Metallikowi, co mnie ucieszyło, bo bardzo ich polubiłam. Zwłaszcza Kirka, który dzielnie mi i Izzy'emu pomagał przy przygotowaniu posiłku.
Ogólnie dla mnie to była jedna z lepszych Wigilii w całym moim życiu. Gdy wszyscy zjedli nadszedł czas na prezenty. Moje oczy o mało co nie wyskoczyły z orbit, gdy Axl dostał skórzane stringi. I jeszcze je przymierzył...
A oto podsumowanie, co kto dostał:
- Izzy: zestaw kostek do gitary, kowbojki i książkę "Jak zostać milionerem";
- Axl: wyżej wymienione stringi, 5 bandamek, białą skórzaną kurtkę;
- Slash: od wszystkich nową gitarę (dwugryfowego Gibsona a la Jimmy Page) i ode mnie czarny cylinder;
- Steven: górę słodyczy, pałeczek perkusyjnych, komiksów i grę wideo (w którą przez resztę wieczoru namiętnie grał);
- Duff: Chole (labradorkę), 3 litry wódki (natychmiast przez mnie skonfiskowane, do czasu, jak lekarz pozwoli mu znów pić) oraz efekty basowe;
- Seba: prostownica, kolczyki z napisem "Fuck Off!" i lateksowe rurki (nie mój pomysł, zaznaczam!).
Jedynie przybycie chłopaków z Metalliki mnie zaskoczyło, ale odpaliliśmy każdemu po flaszce i wszyscy byli szczęśliwi. Byłam przekonana, że to już koniec, gdy przed moją twarzą pojawiły się trzy pudełka. Rzucając wszystkim zaciekawione spojrzenia, zaczęłam je rozpakowywać. W pierwszym znajdowała się niebieska torebka, cała obszyta piórkami. W drugim szpilki, o takim samym kolorze co torebka. A w ostatnim, najbardziej płaskim i długim znajdowała się przecudowna suknia wieczorowa. Długa, z głębokim dekoltem, dopełniająca cały komplet kolorystycznie. Nigdy nie marzyłam, że dostanę coś tak pięknego. I zapewne drogiego. Mając łzy w oczach, objęłam Duffa.
- Dziękuję - wyszeptałam. - Jest cudowna. Kocham cię.
- Ja ciebie też, skarbie... Ale nie sam ją wybierałem.
Wstałam od stołu i po kolei ucałowałam w policzek każdego z Gunsów. Oj, gdybyście widzieli, jak się wtedy speszyli! Bezcenny widok.
__________________________________________________________________
Dobrnęliśmy do końca rozdziału Szóstego, NARESZCIE! :D Zapraszam do komentowania.
PS. Przepraszam dziewczyny za ten trolling, że Duff umrze. Kasiu, nie zabijaj Domestosem i kwasem ;* Marta, odwołaj Leona ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz