środa, 23 stycznia 2013

6: ROZDZIAŁ SPECJALNY: Edycja Bożonarodzeniowa: Jack Daniels, Pan Brownstone i Najeb... Święty Mikołaj


HOŁ, HOŁ, HOŁ! Wiem, że już lipiec, ale oto rozdział Bożonarodzeniowy ^_^ Jestem człowiekiem z japońskim zapłonem, hehehe. Uwaga, bo teraz sama przepisuję rozdziały i nie powiem wam, ile to będzie trwało. Ale nie martwcie się, zapraszam was TUTAJ - to mój drugi blog, pisany... gdy mi się nudzi :D Rozdział długi, 35 stronniczek, jeszcze tylko przepiszę. I proszę was o pomoc - Magda poprosiła mnie o gorącą scenę między Duffem i Zuzą. Jeżeli macie jakieś inne pomysły na krótkie wstawki między rozdziałami, piszcie w komentarzach lub do mnie na Gadu-Gadu:
33696516
Wstawki te będą wakacyjnym urozmaiceniem. Właśnie, może wymyślicie jakąś wycieczkę w egzotyczne miejsce, chorą trasę koncertową... Dajcie mi hasło, ja "cóś" wyskrobię ;) A teraz zapraszam na Specjalny Rozdział Szósty, który będzie... w częściach. Metoda małych kroczków ;) Nie przedłużając: enjoy!

Rozdział 6, Część I


- I'M! DREAMING OF THE WHITE... CHRISTMAS!!!
- AXL! Stul dziób z łaski swojej! - wydarłam się z mojego pokoju.
Tak, zbliżają się święta. Mamy aktualnie niedzielę, cztery dni przed Wigilią. A ja już od trzech dni jestem budzona piosenką "White Christmas" w bardzo rockowej, axlowej wersji. Rudy cieszył się jak małe dziecko na te święta, a o Stevenie już nie wspomnę, zaciesz nie schodził mu z twarzy nawet, kiedy spał. Wiecie, że święta oczarowały też swoją magią naszego Dr. Cool, Izzy'ego?
Mieszkam z chłopakami już... eee, ponad miesiąc? Coś w ten deseń, z resztą, szczęśliwi czasu nie liczą. Najpierw mieliśmy fazę ostrych imprez, wiecie, ja zalana w trzy dupy, siłą ściągana z dachu przez straż pożarną... te rzeczy. Ostro balowaliśmy, z kim się dało. Tylko Motley Crue ciągle omijam szerokim łukiem.
A po fazie imprez nastąpiła... Werble  proszę...: faza  S P R Z Ą T A N I A . Tak, dokonałam tego! Najcięższe na pierwszy ogień: pierwsze piętro, czyli sypialnie i, niestety jedna jedyna na cały dom, łazienka. Zobowiązałam się do uprzątnięcia jej, co było największą pomyłką mego życia. Płytki leżące tam nie były brązowe, tylko jasnożółte. Fuuuuuuuuuuuuuuuj. Wszystkie śmieci z sypialni popakowaliśmy w wielkie, czarne worki i graliśmy w "Wyjeb śmiecie przez okno". Zabawa była przednia, dopóki Stevenowi jeden z worków się nie rozdarł. Fuj po raz drugi. Na następny ogień poszedł salon, kuchnia, piwnica (czytaj: melina, gdzie chłopcy mają próby) i gabinet Izzy'ego. Nie dał nam tam wejść, bo pewnie się bał, że mu Adler cały towar wciągnie. Nieskazitelny ogródek osiągnęłam w ten sposób: telefon do firmy budowlanej --> zamówienie koparki i jednej wywrotki --> zoranie całego ogródka przez robotników --> wyrównanie gleby przez robotników --> zapłacenie robotnikom, wliczając solidny napiwek. No ale was pewnie nie interesują przedświęteczne porządki, tylko coś innego. A raczej ktoś.
Duff.
Jak na razie wszystko jest w porządku, chodzimy razem na miasto, do kina, na spacery, na randki... i tak ogólnie, spędzamy razem czas. Cieszę się, że postanowiliśmy od razu grać w otwarte karty i nie chować swoich uczuć. Blondyn jest bardzo czuły i troskliwy, umie mnie rozśmieszyć, pocieszyć, jest moim najlepszym przyjacielem. Ale nie jest idealny. Po alkoholu... Ehh, szkoda gadać.
- I'M! DREAMING OF THE WHITE... CHRISTMAS! - znów usłyszałam wycie z dołu.
- AAAAAXL!!! - wrzasnęłam i wyskoczyłam z łóżka.
Z hukiem otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach. Zastając pusty salon, jak burza wdarłam się do kuchni.
- Axl! - zawołałam na wejściu.
- Tak? - zapytał się jak gdyby nigdy nic rudy z miną niewiniątka.
- Od trzech je*anych dni budzisz mnie swoimi skrzekami! Czy mógłbyś wydawać z siebie nieartykułowane dźwięki trochę ciszej, żebym mogła się wyspać?!
- Oj, Zuza - westchnął Izzy znad dzbanka z kawą. - To Axl, i tak się nie przymknie - po usłyszeniu tych słów wokalista wyszczerzył dumnie zęby.
- Niestety Izze'uszu. Muszę przyznać ci rację - załamana usiadłam na krześle obok Stevena, który pałaszował zrobione przez Stradlina kanapki. Po chwili ja i Axl także dostaliśmy swoje porcje, a brunet gdy zobaczył moje wrogie spojrzenia w stronę Rose'a, wcisnął się miedzy nas.
- A gdzie Duff i Slash? - spytałam między kęsami.
- A kto to wie, wybyli z rana - wybełkotał Steven. - Duff tylko powiedział, że szybko nie wrócą.
- Pięknie - zrezygnowana opadłam na oparcie krzesła. - W takim razie wy musicie mi pomóc przy robieniu jedzenia. Muszę dzisiaj upiec pierniczki. I zamarynować łososia. I...
- Eeee? Skąd ty to masz? - Axl się zdziwił.
- Ze sklaepu idioto - rzuciłam mu zmęczone spojrzenie.
- Wiesz mała, Steven i pierniczki to bardzo złe połączenie... Że nie wspomnę o Axlu i gotowaniu w ogóle - stwierdził Izzy. - Ale ja ci mogę pomóc - posłał mi jeden z tych swoich uroczych, ale jakże nielicznych uśmiechów.
Odwzajemniłam gest chłopaka, podziękowałam mu i łapiąc w locie ostatnią z kanapek, podreptałam do łazienki. Po prysznicu udało mi się niezauważoną przemknąć w samym ręczniku do pokoju. Raz już była taka scena: ja, niczego nieświadoma, kroczę korytarzem. Patrzę w prawo... a tam Adler z rozdziawioną gębą patrzy się na moje cycki. No cóż... Pokój obok zajmował Duff, a naprzeciwko Izzy. Gdyby ten pierwszy się tak na mnie natknął... Mrau po prostu, pękłby chłopak. A Izzy... to Izzy, nie przejmujęsięnim.
Starannie dobrałam dzisiejszą bluzkę: Metallica wystawiająca środkowe palce do aparatu, jedna z "perełek" w mojej kolekcji T-shirtek. Do tego obcisłe legginsy i byłam gotowa na wejście; do kuchni, żeby nie było. Z wojowniczo opartymi na biodrach rękoma obrzuciłam spojrzeniem chłopaków, zdębiałych moim nagłym pojawieniem się.
- Uwaga! W tym roku zrobię wam porządne Święta. Tradycyjnie i po polsku! - w odpowiedzi otrzymałam większy wytrzeszcz. - Hahaha, no nie patrzcie się tak! Pomożecie mi choć trochę, zrobię wam tradycyjne, polskie potrawy. Wy nigdy, kurde, nie jedliście nic lepszego.
- Oh oh oh, ktoś tu nie chce przeklinać? - Steven uśmiechnął się wyzywająco.
- Mamy prawie Gwiazdkę, więc usiłuję zachowywać się jak człowiek, nie jak zwierzę, pudelku.
- Serio? - Axl udawał zaskoczonego.
- Tak wiewóra. A w ogóle, wy dwaj - wypad stąd! - wyciągnęłam zwierzyniec na korytarz. - Mam dla was zadanie - dodałam szeptem, oddalając się jak najbardziej od kuchni.
- Zamieniamy się w słuch - czupryny nachyliły się do mnie.
- Macie tu kasę - wepchnęłam Axlowi w ręce wcześniej przygotowany plik banknotów - i skoczcie do tego sklepu muzycznego naprzeciwko Tower Records. Zamówiłam dla Izzy'ego komplet specjalnych kostek do gry, odbiór jest dzisiaj, taki deadline. Rozumiecie, co macie zrobić?
- Yhym, a co z resztą? - Axl zanacząco się do mnie wyszczerzył.
- A reszta... a niech wam będzie, za fatygę sobie coś kupcie. Ale wątpię, żeby starczyło na coś więcej niż dwa Nightrainy czy Thunderbirdy, bo odliczyłam - usatysfakcjonowana efektem tych negocjacji wróciłam do Stradlina.
- Izzy!
- Tak?
- Gotujemy - zatarłam zadowolona ręce.
Dzień wcześniej zrobiłam potężne zakupy, więc nie było mowy, że zabraknie składników. Było tego wszystkiego nawet trochę więcej, bo znając Gunsów, mogłam spodziewać się wszystkich plag egipskich (czytaj: pięciu wygłodniałych facetów).
Właśnie robiliśmy łamańce do kutii i pierniczki, a co, szalejemy, dwie rzeczy na raz! (:D) Gitarzysta zdał się całkowicie na moje instrukcje, był także pojętnym uczniem. Ale gdy odwróciłam się by sprawdzić piekarnik, mączny pocisk trafił mnie centralnie w głowę. Z poważną miną odwróciłam się do zadowolonego z siebie bruneta.
- Jeffrey'u Isbell - sięgnęłam do miski z mąką. - Rozpętałeś wojnę! - z okrzykiem dzikiego Mongoła rzuciłam się na chłopaka.
Ze śmiechem ganialiśmy się po całym pomieszczeniu i rzucaliśmy białym proszkiem (bez skojarzeń!). W pewnym momencie  Izzy złapał moje ręce i uniósł je do góry, a moja lewa stopa zahaczyła o jego prawą łydkę i siłą rozpędu znalazł się na podłodze, a ja na nim.
- Izzy! (atak śmiechawki).
- Cicho... (śmiech) Weź... spróbuj wyplątać swoją nogę... (śmiech).
Dłuższą chwilę leżeliśmy i próbowaliśmy nie udusić się z rozbawienia.
- A co tutaj się dzieje? - usłyszałam najdroższy mi głos na świecie.
- Wojna na mąkę, nie widać? - powiedział Izzy.
- Duff! - pisnęłam uradowana i momentalnie wyswobodziłam się z rąk bruneta.
- Ładnie to tak leżeć na podłodze ze Stradlinem, kiedy mnie nie ma? - spytał się blondyn, gdy się w niego wtulałam, jednocześnie brudząc mu na biało całą koszulę.
- Gotowaliśmy tylko - z miną niewiniątka popatrzyłam się w ciepłe oczy chłopaka. - A ty, co porabiałeś?
- Mój brat, Matt, przyjechał na dwa dni do L.A., to wypadało się z nim spotkać, a Slash mi towarzyszył. Dopóki ni zboczył do monopolowego. Ślicznie wyglądasz - pacnął mnie palcem w nos.
- Tak, cała w mące.
- Nom, mój wypieku - wyszczerzył zęby. Po chwili coś do niego dotarło i odsunął mnie na odległość ramion. - Hej, ubrudziłaś mnie!
- Ojej... - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Tyy, ja się z tobą policzę! - pocałował mnie w czoło i poszedł się przebrać.
- Izzy! - zawołałam.
- Co?
- Wstawaj, gotujemy dalej - pomogłam mu się podnieść z kafelek i znów ruszyliśmy do naszych kuchennych rewolucji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz